Co za dzień jest 25 marca?
Jeśli zapytać przypadkowych ludzi, z czym kojarzy się im dzień 25 marca, większość z nich nie znałaby poprawnej odpowiedzi. Lecz bardziej niepokojącym wydaje się fakt, iż spora część zdeklarowanych wierzących także miałaby problem z poprawną odpowiedzią. "To jakieś nieistotne święto, ta Uroczystość Zwiastowania Pańskiego, skoro jest nieobowiązkowe" - usłyszałam kiedyś taką wypowiedź z ust znajomej. "Ale czy nic nie mówi ci Dzień Świętości Życia?" - drążyłam temat, lecz odpowiedzią był przeczący ruch głową.
Tymczasem 25 marca to ważny dzień – święto wszystkich żyjących, Dzień Świętości Życia, dzień każdego człowieka na ziemi, bez względu na jego pochodzenie, wiek, zdrowie, czy inne różnice. Właśnie wtedy wielu ludzi podejmuje inicjatywę Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego, która owocuje wieloma łaskami. Przede wszystkim świadomością, że przyłączamy się do walki o życie kogoś najbardziej bezbronnego - nienarodzonego jeszcze człowieka. Tak niewiele wysiłku kosztuje codzienne odmówienie krótkiej specjalnej modlitwy:
Panie Jezu, za wstawiennictwem Twojej Matki Maryi i Świętego Józefa - proszę Cię w intencji tego nienarodzonego dziecka, które zostało przeze mnie duchowo adoptowane, a które znajduje się w niebezpieczeństwie śmierci. Proszę, daj rodzicom tego dziecka miłość i odwagę, aby pozostawili je przy życiu, które Ty sam dałeś.
Amen, a także jednego dziesiątka różańca w intencji dziecka zagrożonego aborcją. Obserwuje się, iż z pewną obawą, czy też rezerwą - a nawet zniechęceniem - podchodzi się do tej i tym podobnych inicjatyw modlitewnych. Wbrew pozorom brakuje nam silnej wiary w skuteczność modlitwy na co dzień.
Nie wygodny temat
A może niektórym wydaje się, że skoro panuje względny "spokój" i nikt w naszym kraju na razie nie porusza tak niewygodnego tematu jak aborcja, to takie działania są zbędne? Nic bardziej mylnego: tzw. zabieg przerywania ciąży nie jest dostępny w legalnej ofercie gabinetów ginekologicznych, ale to nie znaczy, że problemu nie ma. Kobiecie, która chce się pozbyć "kłopotu", "fachowiec" poda rękę. Wystarczy przeczytać kilka ogłoszeń o usługach niektórych ginekologów (czym jest "wywoływanie, przywracanie okresu"?). Nie trzeba tłumaczyć. Kiedyś czytałam, że załatwienie aborcji to kwestia jednego telefonu i oczywiście odpowiedniej gotówki.
Jeśli wciąż nam się wydaje, że ten problem nas nie dotyczy, to zachęcam do odwiedzenia choćby któregoś z portali prolife (np. www.pro-life.pl). Każdy, kto raz zajrzy na podaną stronę zobaczy, że batalia o życie rozgrywa się na wielu frontach.
Niemy krzyk o pomoc
Krzyk o pomoc odzywa się z wielu anonimowych ust nienarodzonych na całej kuli ziemskiej. W tym miejscu nie sposób nie przypomnieć postaci, której historia życia jest określana jednym z największych nawróceń XX w.
Myślę o doktorze Bernardzie Nathansonie – obecnie czołowym obrońcy życia nienarodzonych, kiedyś założycielu proaborcyjnej fundacji National Abortion Rights Action League (NARAL). W wyniku jej działań w USA w 1973 roku aborcja stała się w pełni legalnym "zabiegiem", dopuszczalnym do dziewiątego miesiąca ciąży! Nathanson zamordował w swojej lekarskiej karierze ok. 75 tys. dzieci, do czego otwarcie przyznał się już po swoim nawróceniu w 1979 r. Na jego radykalne nawrócenie wpływ miało wynalezienie ultrasonografu, dzięki któremu doktor zobaczył przebieg "zabiegu". Nathanson tak wspomina swoje przeżycia związane z oglądaniem prawdziwego oblicza aborcji: "Był to wstrząs dotykający korzeni mojej duszy". Po profesjonalnym opracowaniu taśm powstał makabryczny dokument zbrodni dokonanej na najbardziej niewinnej i bezbronnej istocie. Film nosi tytuł "The Silent Scream" ("Niemy Krzyk") - pokazuje 12-tygodniowe dziecko w łonie matki, które próbuje bezskutecznie bronić się przed śmiertelnymi narzędziami, rozrywającymi jego maleńkie ciałko na kawałki. To nie obraz z koszmarnego horroru, tylko opis tzw. usuwania ciąży. W Polsce film był prezentowany przez telewizję publiczną kilka lat temu, o bardzo późnej porze, zapewne ze względu na tematykę, która poraża swą autentycznością.
Film prowokuje do myślenia, zwłaszcza tych, dla których płód nie jest człowiekiem. Może jeszcze jeden ważny cytat z apelu Nathansona do polskich parlamentarzystów: "Błagam was, nie róbcie żadnego kroku w kierunku liberalizacji aborcji. Historia wam nigdy tego nie wybaczy (...) Głosowanie za aborcją będzie jednocześnie głosowaniem za eutanazją, zabijaniem ludzi starych, kalekich i terminalnie chorych, za eksperymentami genetycznymi... będzie pierwszym krokiem na równi pochyłej, na dole której znajduje się całkowita dehumanizacja życia, dolina śmierci".
Jak tu być obojętnym?
Biorąc pod uwagę kim jest autor tej wypowiedzi, nie sposób pozostać wobec niej obojętnym – przecież ten człowiek był naocznym świadkiem ogromnych konsekwencji zła, jakie pociągała za sobą aborcja. My także nie jesteśmy od nich wolni, przecież ludzkie życie na różnych kontynentach wciąż woła o pomoc, a historia zatacza tragiczne koło – Stany Zjednoczone znów walczą o wolność wyboru w kwestii dokonywania aborcji...
Inna rzeczywistość, dotycząca każdego z nas. Od dłuższego czasu nasila się debata społeczna na temat pozaustrojowego zapłodnienia in vitro.
Pełni emocji politycy oraz osoby z pierwszych stron gazet prześcigali się w komentarzach co do "dobrodziejstw" płynących z możliwości finansowania tej procedury z budżetu państwa. Na przywołanym portalu prolife można przeczytać, że w wyniku tzw. sztucznego zapłodnienia powstaje zazwyczaj od kilku do kilkunastu istot ludzkich, z których wybiera się te bez wad i jedną lub kilka przenosi do łona kobiety, a te "nadliczbowe" zamraża się. "Należy tu podkreślić, że większość poczynanych w czasie procedury in vitro ISTOT LUDZKICH ginie podczas selekcji, transferu, zamrażania i odmrażania".
Leczenia niepłodności?
Dowiadujemy się też od znanych specjalistów z kręgu prolife, iż taka procedura narusza przynajmniej trzy artykuły Konstytucji RP i jeden Kodeksu Karnego. Trudno zrozumieć zapał do walki o legalizację tak głęboko nieetycznej procedury. Komu może zależeć na tak fałszywie pojmowanym haśle "leczenia niepłodności"?, Jak zauważa Mirosław Rucki w jednym z artykułów w "Miłujcie się" (nr 1/2009): "Te same środowiska, które popierają aborcję i walczą o prawo do zabijania nienarodzonych, mówią teraz o masowej niepłodności i konieczności powszechnego wprowadzenia sztucznego zapłodnienia. A jednak jest w tym mrożąca krew w żyłach konsekwencja; mamy kolejny etap wojny z życiem".
A przecież istnieje dobra, moralnie do zaakceptowania alternatywa dla in vitro, tzw. naprotechnologia, o której w medialnej debacie cisza. Zastanawia także fakt, że lekarze powołani do szanowania ludzkiego życia i walki w jego obronie, w metodzie sztucznego zapłodnienia zamieniają się w "garncarza, który tłucze nieudane garnki, a te bardziej udane sprzedaje. Zresztą zgarnia niemałe pieniądze nawet wtedy, gdy nie wyprodukuje ani jednej jakościowej sztuki". W innym miejscu Rucki wysnuwa przerażające wnioski z otaczającej nas rzeczywistości: "Co roku rozgrywa się w łonach matek druga wojna światowa, podczas której w straszliwych mękach ginie kolejne 50 mln!!! (II wojna światowa pochłonęła ok. 55 mln ludzi) bezbronnych istot ludzkich - rozrywanych żywcem na kawałki, spalanych żywcem za pomocą środków żrących lub uśmiercanych w inny nieludzki sposób". Czy możemy przejść obok tych faktów obojętnie?
Skąd ta zaciekłość?
A czy dobrze wszystkim znana historia Włoszki Eluany Englaro nie daje nic do myślenia? Polska Federacja Ruchów Obrony Życia wysłała list do premiera Włoch Silvio Berlusconiego z apelem, aby uczynił wszystko dla uratowania życia kobiety od 16 lat przebywającej w śpiączce. Niestety, kiedy dotarł on do adresata, Eluana już nie żyła.
Dlaczego jej własny ojciec tak zaciekle walczył o sądową decyzję poddania córki eutanzji?
Kobieta, z rzekomo "cywilizowanego" państwa europejskiego, konała na oczach całego świata, z powodu celowego przerwania sztucznego odżywiania. To hańba! Człowiek w XXI wieku umarł w szpitalu śmiercią głodową! Czy to nie przerażający obraz? Jak wiele mówi o kondycji ludzkości, która najwidoczniej przekracza już wszelkie granice, nie tylko moralne, czy też bioetyczne. Gdzie jest tak przez nas upragniona wolność? I te żenujące dyskusje, czy kobieta w śpiączce była jeszcze człowiekiem, czy już "rośliną"...
W jednym z publicystycznych programów pt. "Warto rozmawiać" padły z ust bioetyka Tomasza Orłowskiego znamienne słowa obalające wszelkie wątpliwości co do człowieczeństwa osób w śpiączce: "Kobiety w śpiączce mogą donosić zdrową ciążę (...) i osoby takie mają świadomość, choć nie muszą jej okazywać zewnętrznie". Skąd zatem w ludziach tyle nienawiści do samych siebie, że podważają nawet godność i człowieczeństwo innych?
Czym dla mnie jest życie?
Kim jest istota ludzka dla współczesnego świata, skoro tak łatwo przychodzi niektórym decydować o tym, kto ma żyć, a kto nie...?
A czym dla mnie jest dar życia, który złożył w moje ręce sam Bóg?
Jadwiga Bożek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz