„Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony” (Mt 7, 24-25).
Czyż nie jest tak, że w wielu nieudanych małżeństwach pojawił się jakiś błąd konstrukcyjny? Zbudowano je według błędnego projektu?
Małżeństwa zbudowane na piasku
Liczba rozwodów ciągle rośnie, do tego stopnia, że w niektórych krajach Europy prawie połowa ślubów kończy się rozwodem. Według aktualnych danych liczba rozwodów sięga 33% we Francji, 38% w Szwajcarii i niemal 50% w Szwecji. W Hiszpanii liczba rozwodów także wzrasta gwałtownie, choć kraj ten znajduje się jeszcze za najbardziej „postępowymi” państwami Europy. 21 czerwca 1981 roku wprowadzono w Hiszpanii cywilne prawo do rozwodu i aż do 1995 roku zanotowano ich 341 902, co średnio w roku oznacza 22 793 rozwody. Stosunek małżeństw rozwiedzionych do zawartych, według komentarza z pisma ABC z 1993 roku, w Hiszpanii wynosił 1: 9,6. W Wielkiej Brytanii zaś odpowiednio 1: 2,3, we Francji 1: 3, a w Niemczech 1: 3,5.
Jednak jeśli spytać zainteresowanych, co popchnęło ich do zerwania małżeństwa, brakuje poważnych motywów, które usprawiedliwiałyby ten krok, tym bardziej, że ponad połowa rozwodów dotyczy rodzin z jednym lub większą liczbą dzieci.
Najczęściej podawane wyjaśnienia brzmią tak: „Nie układało się nam”, „Nie rozumieliśmy się”, „Mój współmałżonek się zmienił”, „Nie pozostawiał(a) mi wolnej przestrzeni”, „Czułem (czułam), że się duszę”, „Jesteśmy zbyt różni od siebie”, „Małżeństwo jest dla mnie zbyt monotonne”.
Ktoś, kto w ten sposób argumentuje, nie dostrzega prawdziwych powodów małżeńskiego niepowodzenia. Podobnie nie mają o nich pojęcia liczne pary -- niemal jedna trzecia -- które rozstają się w pierwszych latach małżeństwa. Należałoby do tego rachunku dodać znaczną liczbę małżonków, którzy nie rozwodząc się, ani nie decydując na separację, żyją razem w nieustannych konfliktach lub we wzajemnej niewierności.
Naiwnością byłoby upatrywanie zasadniczego powodu obecnego kryzysu małżeństwa w nowoczesności, postępie, emancypacji kobiet, itp. Będzie o wiele prościej dostrzec główną przyczynę tylu niepowodzeń raczej w lekceważeniu wymagań jakie małżeństwo ze sobą niesie, w nieodpowiednim przygotowaniu, w braku koniecznego zatrzymania się i refleksji nad tym, co oznacza małżeństwo, a więc bez autentycznej chęci zawarcia go. Oczywiście, cała wina nie leży po stronie małżonków. Wzrastają oni mając przed oczami wzorce społeczne, które proponują prawa do dobrobytu, do posiadania, do niezależności, natomiast daleko odwodzą nasze myśli od jakiegokolwiek wezwania do obowiązku, rezygnacji z siebie, większego zaangażowania się.
Tym, którzy rozstają się lub rozwodzą po prostu dlatego, że -- jak im się wydaje -- przestali się kochać, trzeba byłoby uświadomić przede wszystkim, iż węzeł małżeński istnieje nawet wówczas, gdy w jakimś momencie wydaje się, że znikła miłość.
Przyjrzyjmy się nieco bliżej niektórym najczęstszym przyczynom małżeńskich porażek.
1. Jednostronne poszukiwanie własnej samorealizacji
Kto zawiera małżeństwo tylko w perspektywie rozwoju własnego ja, dla realizacji siebie samego, myli się już w punkcie wyjścia. Małżeństwo bowiem jest urzeczywistnieniem czegoś zasadniczo nowego, odmiennego i przeciwstawnego jakiejkolwiek formie egoizmu. Jest to ukonstytuowanie określonego my, za sprawą wzajemnego daru małżonków.
Oczywiście nikt świadomie nie zamierza „wykorzystywać” współmałżonka do samorealizacji. Jednak jeśli taki właśnie jest nieświadomy motyw, współmałżonek po niedługim czasie odczuje go i odrzuci jako nadużycie. Również ten, kto podchodzi do małżeństwa z taką nieświadomą potrzebą, wkrótce poczuje się oszukany, a życie małżeńskie zacznie postrzegać jako przeszkodę w obsesyjnie poszukiwanej samorealizacji.
Owa nadwrażliwość na siebie samego stanowi prawdopodobnie przyczynę najbardziej gwałtownych rozwodów, natomiast zawsze obecna jest w tych przypadkach, w których zasadnicze, bezpośrednie przyczyny rozwodu wydają się być odmienne.
2. Brak autentycznego wzajemnego poznania
Między ludźmi, którzy ślubują sobie w młodym wieku lub po krótkim okresie narzeczeństwa, często brakuje miłości zakorzenionej wystarczająco we wzajemnym poznaniu. Uczuciowość, sentyment w stosunku do ludzi nie może zagwarantować stabilizacji miłości małżeńskiej. Uczucie nierzadko przyczynia się do ukształtowania wyretuszowanego i ocenzurowanego obrazu drugiej osoby, obrazu który odkrywa w niej jedynie wartości pozytywne, wychwala je w najwyższym stopniu, bierze zaś w nawias cechy mniej korzystne.
Idealizacja taka, typowa dla wieku młodzieńczego, wzbogaca ukochaną lub ukochanego w zalety, które chciałoby się w nich widzieć, a jeśli jakaś wada jest ewidentna, uważa się ją w końcu za sympatyczną i interesującą. Kiedy zaczyna się wspólne życie zmniejsza się tendencja do idealizacji i pojawia się „realistyczny” poziom krytyki. Anielski ideał staje się normalną, a niekiedy nawet uciążliwą osobą, posiadającą wprawdzie zalety ale i wady, a niektóre z tych ostatnich zaczynają być postrzegane jako szczególnie nieprzyjemne. Zdaje się jakby były rozmyślnie skierowane przeciw nam, tak iż czujemy się oszukani i dotknięci. Niekiedy rodzące się w ten sposób rozczarowanie może wywołać diametralnie odmienne reakcje. Ślepa miłość zamienia się w końcu w nienawiść… równie ślepą.
3. Przesadne oczekiwania
Źródłem wielu kryzysów małżeńskich są zbyt wygórowane oczekiwania w stosunku do instytucji małżeństwa. Powinno ono być postrzegane przede wszystkim jako dar składany z siebie. Samotność, która trapi dziś tak wiele osób, może sprawiać, że upatruje się w małżeństwie sposobu na rozwiązanie własnych problemów i pokłada się w nim przesadne i niezbyt realistyczne nadzieje.
Niektórzy wyobrażają sobie, że szczęście przeżytych wspólnie w okresie narzeczeństwa chwil powinno automatycznie przedłużyć się na całe życie małżeńskie, mieć tę samą spontaniczność i świeżość, jak w czasach poprzedzających ślub i to bez żadnego wysiłku.
Inni chcieliby, aby współmałżonek był doskonały. Po pierwszej poważnej sprzeczce, rozczarowanie prowadzi ich do przekonania, że istnieje między nimi niezgodność charakterów niemożliwa do przezwyciężenia.
Jeszcze inni ufają, że wraz ze ślubem, bez trudu i samoistnie, znajdą rozwiązania dla własnych problemów. Mogą być nimi trudności z integracją w społeczeństwie, zły obraz siebie samego, dysfunkcje płciowe, itp. Rozczarowanie przychodzi, gdy okazuje się, że małżeństwo nie tylko nie pomogło, ale dostarczyło nowych trudności. Pojawia się żal, nadmierna krytyka i drwina. Obiekcje wobec instytucji małżeństwa i współmałżonka łatwo doprowadzają do zerwania.
Chrześcijanin wie, że w tym życiu, a więc również w małżeństwie, może i powinien spotkać szczęście. Wie jednak i o tym, że nie jest tutaj doskonałe i że pierwszym warunkiem do jego osiągnięcia jest rezygnacja z poszukiwania szczęścia w obsesyjny sposób. Kto zawiera małżeństwo z owym wyolbrzymionym pragnieniem gratyfikacji nie uniknie rozczarowania. Pragnienie absolutnej szczęśliwości, które obecne jest w nas wszystkich, będzie mogło zostać zaspokojone dopiero w Królestwie Niebieskim.
4. Brak czasu na przebywanie razem
W naszym rozbieganym i zagonionym społeczeństwie skraca się czas spokojnego przebywania ludzi ze sobą, czas dialogu, wzajemnego słuchania siebie, miłości. Ten niedostatek pustoszy życie, niszczy głębokie relacje międzyludzkie, a w szczególny sposób niszczy również relację małżeńską.
Michael Ende w sugestywny sposób opisuje tę sytuację w książce Momo. Mówi o mieście, w którym liczni, ponurzy, „szarzy ludzie” kradną czas. Postacie z książki symbolizują obsesje związane z pracą, racjonalizacją, pieniędzmi. „Szarymi ludźmi” -- złodziejami czasu, mogą być komputery, telewizja, sport, hobby, spotkania towarzyskie, a nawet pedanteria porządków lub przesada w interesowaniu się dziećmi, jeśli brakuje już miejsca dla współmałżonka …
Rezultat jest zawsze taki sam. Małżonkowie nie znajdują czasu, okazji, niezbędnego spokoju, aby być razem, rozmawiać, okazywać sobie uczucia i w ten sposób karmić miłość małżeńską. Żyją pod jednym dachem, ale stają się sobie obcy, nie mają sobie nic do powiedzenia, każde z nich jest zaabsorbowane indywidualnymi zainteresowaniami.
5. Raczej matka lub ojciec niż współmałżonek
Na kształtowanie się relacji małżeńskiej, być może obecnie w mniejszym stopniu niż kiedyś, wpływają rodziny pochodzenia. Logika i rozum wskazują, że taki wpływ istnieje. Gdy obecność teściów wiąże się z autokratycznym narzucaniem woli i manipulacją zaczynają się problemy. Utrzymująca się po ślubie dominacja rodziców wywołuje napięcia, które poważnie zaburzają harmonię małżeńską.
Ofiarą takiej sytuacji może być syn-mąż, któremu nie udało się uzyskać niezależności od matki (lub ojca) i który nie chce utracić żony, ale stara się zadowolić obydwie strony. Niestety, w rezultacie wszyscy pozostają nieusatysfakcjonowani. On sam nieustannie znajduje się w przykrej sytuacji. Matka, narzucając się, wchodzi w konflikt z synową. Żona czuje się kontrolowana i osądzana przez teściową. Napięcia te nie znikną, dopóki nie zmieni się dogłębnie charakter relacji poszczególnych osób. Syn będzie musiał uświadomić sobie, że małżeństwo oznacza „opuścić ojca swego i matkę swoją, i połączyć się ze swą żoną” (Rdz 2, 24). Małżonkowie będą musieli nauczyć się kochać wspólnie matkę i ojca. Rodzice będą musieli pogodzić się z wymaganiami miłości rodzicielskiej względem małżonków i pokochać ich stosownie, jak prawdziwe dorosłe dzieci.
Inne napięcia mogą zrodzić się jeśli córka-żona, jest zbyt zależna od swej matki (lub ojca) o silnej osobowości. Mąż będzie wówczas odczuwał zazdrość, frustrację i poniżenie. Przezwyciężenie tej dalekiej od harmonii sytuacji, będzie możliwe dopiero wtedy, jeśli on będzie potrafił zdobyć ją i tym samym wesprzeć dowartościowując tak, aby czuła się w jego oczach atrakcyjniejsza i bardziej ceniona niż w oczach matki.
/Fragment książki ks. Arturo Cattaneo "...i żyli długo i szczęśliwie"/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz