TAK! dla Benedykta

wtorek, 22 czerwca 2010

SEKS PRZEDMAŁŻEŃSKI. DLACZEGO POWIEDZIEĆ "NIE"?

„Nie” wypowiadane podczas narzeczeństwa jest nie tylko możliwe, ale stanowi często rygorystyczne wymaganie miłości. Spokojny i pełen stanowczości sprzeciw wobec jakiejś nieumiarkowanej propozycji czyni relację narzeczonych bardziej fascynującą i łączy ich mocniej niż zgoda. Dotyczy to, zwłaszcza, sytuacji zbyt intymnych, prowokowanych egoizmem, słabością lub strachem przed utratą partnera.
Młodzi mężczyźni doświadczają płciowości inaczej, niż dziewczęta. One, często nie posiadając rozeznania winy, pociągane przez środowisko, którego obyczaje chłoną jakby przez osmozę, przez swój sposób ubierania się i poruszania, jawią się dla łapczywych męskich oczu niczym towar oferowany na sprzedaż w samoobsługowym supermarkecie. Jeśli, niesiona dziecinną próżnością, dziewczyna spaceruje w dopasowanych spodniach lub w minispódniczce, nie powinno dziwić, że młodzieniec, którego wizja rzeczywistości jest w dużym stopniu uformowana przez napięcia płciowe, postrzega ją jako przedmiot do nabycia i konsekwentnie domaga się od niej, aby dostarczyła mu przyjemności, którą zdawała się oferować.

Pośród młodych słyszymy czasem takie pytania: „Jak można odmawiać nam tego prawa? Z jakich powodów dziś trzeba wykluczać to, co jutro, po ceremonii przed ołtarzem, stanie się wielkie i święte? Czy da się zamknąć w lodówce doświadczenie tak podstawowe i głębokie, jak miłość?

Trzeba sobie zdać sprawę, że rozerotyzowane środowisko, które często nas otacza, nie sprzyja wyborowi dobrej drogi i nie jest dla nas najodpowiedniejsze, choć pociąga swoimi wygodnymi zasadami aby „dać się ponieść” lub korzystać z przyjemności.

Jeśli lepiej uświadomimy sobie prawdę o miłości umocnionej decyzją całkowitego oddania, prościej będzie również zdać sobie sprawę z tego, że narzeczeni nie posiadają jeszcze prawa do relacji intymnych, mimo że „kochają się” i mają zamiar się pobrać. Dopóki mężczyzna i kobieta nie powierzyli się sobie w pełni i nie oddali w sposób ostateczny wszystkiego, czym są i co posiadają, czyli całego życia, nie można powiedzieć, że jest między nimi prawdziwa -- pełna i ostateczna -- miłość. Akt wzajemnego oddania zostaje dopełniony w chwili zawarcia małżeństwa. Do tego momentu przyszli małżonkowie jeszcze do siebie nie należą, jeszcze nie uczynili swej miłości wystarczająco zdecydowaną, a więc nie przekształcili miłości właściwej narzeczeństwu w autentyczną miłość małżeńską. Nie mogą zatem domagać się od drugiego człowieka najbardziej intymnego daru z jego ciała, gdyż jest to rodzaj kradzieży. Takie sprzeniewierzanie się miłości prawdziwej ma niemal zawsze smutne konsekwencje dla przyszłego wspólnego życia.

Niektórzy jednak, z większą jeszcze zuchwałością, mówią: „Nie kupuje się produktu nie wypróbowawszy go”. Takie twierdzenie zupełnie nie sprawdza się w życiu małżeńskim. Małżeństwa, które „nie działają”, to nie te, które nie posiadają doświadczeń płciowych, ale te, które cechuje brak charakteru. Nawet najbardziej powierzchowna osoba nie powie, że relacje przedmałżeńskie są dowodem stałości charakteru. Małżeństwo wymaga czegoś więcej, niż po prostu rozkoszy. Domaga się także poświęceń i rezygnacji z siebie, i to one właśnie wzmagają nadzieję, która stwarza twórcze napięcie i prowadzi do pełni uczuć, wiodąc ku szczęściu osób i ich wzajemnej wierności.

Inni z kolei utrzymują: „Jeśli mnie kochasz, okaż to w czynach”. Relacje płciowe rozumiane są przez nich jako „dowód miłości”. Należałoby im odpowiedzieć, że relacje te w rzeczywistości nie udowadniają niczego. Miłość narzeczonych zyskuje coraz lepszą kondycję kierując się w odmienną stronę niż w przypadku małżonków. Narzeczeni, którzy podejmują współżycie w rzeczywistości osłabiają swoją miłość wzajemną, podczas, gdy kondycja miłości małżonków staje się coraz lepsza przez relacje intymne, ale dzieje się tak dzięki radości wynikającej z udziału we wspólnym życiu. Przed ostatecznym „tak” w dniu ślubu między młodymi nie może być pełnej miłości małżeńskiej. Dlatego intymna relacja przedmałżeńska, choć pozornie podobna, to jednak faktycznie jest zupełnie odmienna od relacji, jaka istnieje miedzy dwiema osobami złączonymi ślubem, także w doświadczaniu radości. Jeden z filozofów mówi o współżyciu przed ślubem następująco: „Nie wystarczy zgoda obojga, aby wzajemny rozbój stał się uprawniony”.

Doświadczenie wskazuje, że wiele par małżeńskich osiąga doskonałe zrozumienie we wzajemnych relacjach dopiero po pewnym czasie. Natomiast oddanie narzeczonych nigdy nie będzie pełne i nieodwracalne, jak w przypadku małżonków. Fakt podjęcia współżycia przez narzeczonych nie uprawnia ich do porównywania się z jakimkolwiek małżeństwem. Ponadto miłości do osoby nie „wypróbowuje” się. Wierzy się w nią i przeżywa. Poddawanie próbom drugiej osoby jednoznacznie okazuje się zamachem na jej godność. Osobę można wybrać i zaakceptować, czyli pokochać. Poddanie próbie oznacza sprowadzenie do przedmiotu doświadczenia, w którym sprawdzamy sprawność i wydajność. Oznacza więc przekształcenie człowieka w „funkcję”. Tymczasem, najważniejsze i najbardziej znaczące wydarzenia w życiu osoby: jej narodziny, miłość, małżeństwo, utrata dziewictwa, przekazywanie życia, śmierć, zbawienie, mają jedyne i niepowtarzalne znaczenie.

Nie da się wypróbować małżeństwa. Można je jedynie w odpowiedzialny sposób przeżywać. Na zarzut lub pytanie: „Nie kochasz mnie na tyle, by się ze mną przespać?”, trzeba mieć odwagę odpowiedzieć: „Na pewno kocham cię wystarczająco mocno, by za ciebie wyjść za mąż (lub by się z tobą ożenić), ale małżeństwo oznacza nie tylko wspólne sypianie, również jedzenie, życie, wzrastanie, dojrzewanie, wychowywanie dzieci… Nawet gdybyś nie rozumiał mnie w pełni, okaż sam, że kochasz mnie na tyle, by uszanować moje sumienie i czekaj”.

Wspólnota życia narzeczonych nie jest pełna między innymi dlatego, że nie jest nieodwołalna. Taka sytuacja jest naturalna, dobra, nieunikniona i opatrznościowa. Dla człowieka, który przez całe życie kształtuje swój charakter i dorasta do odpowiedzialnych decyzji potrzebna jest wyraźna granica, po przekroczeniu której prawa i obowiązki stanu zostają ściśle określone i związane z celami, którym służyć ma małżeństwo.

Istnieje również argumentacja negatywna, nie tak głęboka, ujmująca problem z bardziej „praktycznego punktu widzenia”. Gdyby poczęło się dziecko ma ono najświętsze prawo przyjść na świat i wzrastać w łonie rodziny. A zdarza się tak, nawet pomimo rozpowszechnionego, choć niegodziwego, stosowania środków antykoncepcyjnych. Wówczas, albo bez wystarczających fundamentów budowane jest małżeństwo, które w pośpiechu i bez gwarancji żywotności boryka się z górą problemów, albo związek rozpada się i pozostaje matka bez męża a dziecko bez ojca. Taki bywa smutny finał związku, który u swoich początków zdawał się być niezwykle „szczęśliwym”!

Czas narzeczeństwa jest cenny i ma swój sens. Można powiedzieć, że dzisiejsze zachowanie narzeczonych decyduje o jutrzejszym małżeństwie. Jeśli chłopak ukształtuje się jako mężczyzna łaknący przyjemności, egoista gotowy jedynie wymagać lub wręcz działać jak tyran, nie można oczekiwać, że małżeństwo zmieni jego przyzwyczajenia. Jeśli natomiast przeciwnie, przekształci się w wiernego towarzysza na całe życie, gotowego na przyjęcie i przyjemności i wspólnych poświęceń, będzie to w bardzo dużym stopniu zasługą dobrze wykorzystanego czasu, a w małżeństwie będzie on potrafił pomnożyć zainwestowany we własne doskonalenie kapitał. Podobnie, ona potrzebuje dorastać w swojej formacji do małżeństwa.

Kto w nieskrępowany sposób prosi o „zaliczki” miłości, będzie spłacał obciążoną hipotekę kosztem szczęścia i zdrowia, chorobami serca lub nerwów a nierzadko nawet kosztem życia. Kto natomiast traktuje miłość serio, znajdzie radość… na całe życie.

/Fragment książki ks. Arturo Cattaneo "...i żyli długo i szczęśliwie"/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz